Postanowiłem kiedyś, że wystartuję w Biegu Rzeźnika – w tej wersji mniejszej czyli Rzeźniczku. Jak postanowiłem to i próbowałem się zapisać na wersję w 2019 roku ale zapisy szybko się skończyły i brakło miejsc.
Pilnowałem więc terminu i zapisałem się już skutecznie na wersję w 2020 roku (zapisy były jeszcze w 2019 roku), opłaciłem pakiet, znalazłem nocleg jakieś 30km obok (Polańczyk) i czekałem na imprezę. I tu nastąpiła niespodzianka pod nazwą COVID, która wszystko postawiła na głowie. Zawodnicy startowali kiedy chcieli (impreza trwała tydzień) i nie było limitu czasu.
Zatem jedziemy na miejsce i stawiam się na start (przygotowanie 1, motywacja 3). Obawiałem się o stopy i buty w tym błocie, o którym piszą inni biegacze ale niepotrzebnie.
Zaraz po starcie, dosłownie może 50 metrów trzeba pokonać rzekę – mostu niestety brak – więc problem mokrych butów w dalszym biegu (marszu) nie miał znaczenia. Za rzeczką podejście pod górę dość błotnistym terenem (takie zapoznawanie się z rodzajami błota), potem już lepiej bo szutrowa trasa ale tylko do około 11km.
Po tym nudnym odcinku następuje ostry skręt w las i podejście między 12-14 km. Trasa jest zdewastowana, śliska i błotnista. Odcinek ten wydaje się najtrudniejszy bo pod górę (niestety tylko wydaje się). Wspinanie ma jednak koniec i znajduję się w pięknym miejscu, na styku granic.
Jest pięknie, zerkam na mapkę na numerze startowym i jestem na około 16km, potem niby w miarę płasko i potem już na dół Hurrra (potem się zorientuję, że wcale nie hurrrra). Troszkę do góry i troszkę na dół w upalnym słońcu z pięknymi widokami na połoniny skutkuje skończeniem się mojej wody w bukłaku biegowym – niestety stref bufetu w tym roku BRAK.
Ratuję mnie (wodą i red bullem) koledzy z Kluczborka (Mirosław Dawid, jak czytasz to odezwij się), i lecimy dalej.
Na kolejnym pięknym miejscu po prostu kładę się i leżę a buty nie są brązowe tylko tak uwalone błotem. Siedzę trochę, leżę, podziwiam (siebie i widoki)
Na mapie zaczyna się zbieg (zmarsz, zsuw) w dół. Wtedy dochodzi do mnie, że trasa jest mega błotnista, że buty się ślizgają na płaskim a co dopiero na dół. Posuwam się jednak do przodu podziwiając biegaczy na pełnym Rzeźniku, którzy biegną w przeciwną stronę. Jestem już dość nisko, już widać jakieś zabudowania ale jeszcze jeden skręt w prawo i tu napotykam nowy rodzaj błota – żółtawe takie super mięsiste i oczywiście ciągle na dół.
RADA. Jeśli w tym samym kierunku płynie strużka wody, biegnij, maszeruj po tej wodzie. Woda oczyszcza trasę i pod wodą jest kamień, o dziwo ma lepszą przyczepność niż błoto
Wreszcie koniec, widzę stadion i metę – jeszcze tylko ta sama rzeczka, tym razem wspaniałe oczyszczenie – i wbiegam na metę.
Bieg Rzeźniczek Covid w Bieszczadach w 2020 roku. Jak wystartować i przebiec, przemaszerować ten bieg. Warto? Warto! Niezapomniana przygoda.